poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Goniąc Joyce’a… na rowerze

 Artykuł ukazał się na portalu gazeta.ie

OLYMPUS DIGITAL CAMERA James Joyce nienawidził Dublina. Uważał swoje rodzinne miasto za cmentarz wszelkich ambicji, miejsce zaściankowe i przygnębiające. Dusił się w wąskich uliczkach, stąd też szybko podjął decyzję o wyjeździe z Irlandii. Chciał o Dublinie zapomnieć, ale Dublin nigdy nie zapomniał o nim. Jeden z największych twórców światowej beletrystyki, autor nowatorskiego i nigdy nie zdetronizowanego „Ulissesa”, pisarz którego dzieła przeznaczone są dla najbardziej wytrawnych zjadaczy literackiego chleba, doczekał się w swoim rodzinnym mieście wielu oznak szacunku.
W przełożeniu na język współczesny oznacza to po prostu, że Dublin nadal na nim zarabia.
Miłośnikom „Dublińczyków”, czy „Portretu artysty z czasów młodości’ nietrudno będzie podążyć śladem pisarza. Internet i biblioteki pełne są informacji na temat miejsc, z którymi był związany, gdzie się urodził, gdzie umówił na pierwszą randkę z przyszłą żoną. Joyce to jednak nie tylko postać historyczna. Jego niezwykłość polega przede wszystkim na tym, że swoją wyobraźnią zmienił widzenie świata wielu pokoleń osób na wszystkich szerokościach geograficznych. Postacie, które wykreował są tak przekonujące psychologicznie, że wkrótce po publikacji dzieł zaczęły żyć swoim własnym życiem. Tropiąc ślady Jamesa Joyce’a w Dublinie, najlepiej poruszać się na rowerze. W ciagu kilkugodzinnej wycieczki zobaczyć można wtedy więcej niż podczas rodzinnego spaceru wzdłuż Grafton Street, nie trzeba też martwić się parkingiem w centrum miasta. Dublin jest dobrze przygotowany na turystę poruszajacego się jednośladem. Wiele osiedli opasanych jest racjonalnie zaprojektowanymi ścieżkami rowerowymi, różowe odcinki wykrojone są także
z większości ulic śródmieścia. Kierowcy są ostrożni, prawo zakłada bowiem, iż w przypadku kolizji zawsze winien jest mocniejszy. Jeśli więc z naprzeciwka prosto na nasz samochód nadjeżdża brawurowy cyklista, najlepiej zatrzymać się i dać mu wolną drogę. Albo samemu przesiąść się na siodełko, skąd wszystko widać lepiej.
Wędrówkę śladami Joyce’a rozpocząć można w niewielkim Chapelizod, przyklejonym do ściany Phoenix Parku od strony południowej. Tu właśnie rozgrywa się akcja ostatniego utworu Joyce’a, „Przebudzenie Finnegana”. Niewielki mostek, trzy puby i klimat dziewiętnastowiecznego peryferium w niezwykły sposób przywołują postać ekscentrycznego intelektualisty w okularach. Przepiękną ilustrację do minionych dawno czasów wykonała japońska artystka, Motoko Fujita, której w autorskim albumie zdjęć Chapelizod udało się odtworzyć atmosferę miejsc i wydarzeń, jakie zachodziły tu na długo przed przyjazdem jakiegokolwiek emigranta. Z ustawionej na najwyższym poziomie kunsztu literackiego, lingwistycznej, trudnej powieści jaką jest „Przebudzenie Finnegana” pochodzi postać Anny Livii. Eteryczna kobieta z rzeki doczekała się w Dublinie swojego pomnika. Początkowo usytuowany był na głównej ulicy miasta, O’Connell, później przeniesiony został do miniaturowego parku nieopodal Muzeum Narodowego. Anna Livia ustąpiła miejsca najbardziej charakterystycznej obecnie budowli w Irlandii – Szpili. Z długimi jak wodorosty włosami heroina Joyce’a doskonale wpisuje się w krajobraz z browarami Guinness
i stacją Heuston w tle. Mieszkańcy Dublina nadali pomnikowi wiele nieoficjalnych imion, również niecenzuralnych. Bardzo łatwo przeoczyć park, w którym w niewielkim stawie wypoczywa Anna Livia, szczególnie kiedy jedzie się samochodem. Na strudzonych jazdą rowerem natomiast czekają ławki i alejki.

Dublin pełen jest fantastycznych i relanych śladów stóp Joyce’a. Niektóre z miejsc już nie istnieją, mimo to w pamięci wiernych czytelników nadal mają status kultowości. Kamienica numer 7 przy ulicy Eccles to zwykła szeregowa zabudowa. Tylko wtajemniczeni wiedzą, że właśnie tutaj rozpoczęła się akcja „Ulissesa”, że właśnie tutaj mają miejsce początkowa i finalna scena powieści. Oryginalnego budynku, o którym pisał Joyce, już nie ma. Fenomenem jest jednak to, iż na całym świecie ciągle znaleźć można wiernych fanów, którzy opracowują wirtualne podróże po odtworzonych na podstawie strzępków informacji i starych fotografii wnętrzach domu. Niezwykła historia wiąże się z drzwiami, które staraniem czytelników zostały podczas burzenia budynku ocalone. Obecnie pełnią funkcję drzwi wejściowych do położonego przy North St. George’s Street muzeum Jamesa Joyce’a. W odległości kilkunastu metrów od muzeum znajduje się natomiast Belvedere College, elitarna męska szkoła, do której uczęszczał Joyce. Mimo, że dzięĸi niej uzyskał doskonałe, wszechstronne wykształcenie, nienawidził uczucia bycia parweniuszem wśród bogaczy, czemu wyraz daje jego literacki alter ego, Stephan Dedalus w powieści „Portret artysty z czasów młodości”. Z Belvedere College i muzeum Joyce’a niedaleko już do O’Connell Street z dominującym nad ulicą pomnikiem Charlesa Parnella, charyzmatycznego przywódcy politycznego XIX-wiecznej Irlandii. Joyce pozostawał pod wielkim wpływem ideologicznym Parnella, jego postać wprowadził na karty swoich ksiąg i konsekwentnie głosił poparcie dla polityka, nawet kiedy ten, jako konsekwencję romansu z zamężną kobietą, został społecznie zdegradowany. Jadąc wzdłuż reprezentacyjnej arterii stolicy, nie sposób ominąć deptak przy North Earls Street. Tuż przy wlocie ulicy znajduje się pomnik Joyce’a. Jest to jedno z ulubionych, turystycznych miejsc, w których wykonuje się pamiątkowe fotografie.
Po drugiej stronie rzeki Liffey czekają na miłośników pisarza kolejne atrakcje, które jednak należy wyszukiwać z uwagą – nie mają bowiem szyldów, nie są też spektakularne. Najbardziej namacalnym dowodem obecności Joyce’a w mieście jest tutaj jego podobizna w Muzeum Figur Woskowych. Śladem biografii Joyce’a jest również budynek z czerwonej cegły z napisem na bocznej ścianie: Finn’s Hotel, przy Clare Street. To tutaj pracowała Nora, rudowłosa piękność z Galway, żona autora „Dublińczyków”. Na tej również ulicy Joyce po raz pierwszy zaprosił ją na randkę.
Wycieczkę śladami Jamesa Joyce’a zakończyć można w parku St. Stephen’s Green, gdzie na tle zaplanowanego jako sielskie, rodzinne miejsce do wypoczynku parku ustawiono popiersie pisarza.
Dublin to miasto przyjmujące co roku tysiące turystów. Na ich liście „must see” na pewno znajdują się Trinity College, katedra świętego Patryka, czy destylarnia Jamesona. Na osoby mieszkające tu na stałe lub przyjeżdżające w odwiedziny z innych zakątków wyspy, czekają inne atrakcje, mniej znane, niemniej jednak poprzez swoją historię fascynujące i na pewno warte odwiedzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz