Kto się boi ciemności?
artykuł opublikowany na portalu gazeta.ie
Na kilkanaście dni przed świętowanym hucznie Halloween, z ciemności nocy wyciągane są wszystkie zjawy i irracjonalne strachy, jakie kulturze celtyckiej przez wieki udało się stworzyć. Dublin pełen jest miejsc, w których straszy, po ulicach krążą czarne psy, bezgłowi jeźdźcy i czarownice. Jedną z najbardziej przerażających postaci jest ‘banshee’, irlandzka wysłanniczka śmierci. Strach przed nią zakorzeniony jest głęboko w wyspiarskiej mentalności. Mimo postępującej racjonalizacji myślenia, nadal grozę budzi kobieta bez ciała, obdarzona jedynie wysokim, przenikliwym głosem. ‘Banshee’ jest duchem skomplikowanym i działającym w sposób zaplanowany, co czyni jej wizyty niezwykle mrocznymi. Według irlandzkich legend i podań, przychodzi do jednego, wybranego przez siebie członka rodziny i podnoszącym włosy na głowie piskiem zawiadamia go o śmierci kogoś bliskiego. Czasem pojawia się we śnie, czasem podchodzi bliżej, wtapiając się w nocne wycia kotów i pohukiwania sów. Jeśli ktoś miewa przeczucia, że w rodzinie wydarzy się coś złego, ktoś poważnie zachoruje albo umrze, to prawdopodobnie jest tym wybranym, to on doświadcza wizyt wysłanniczki śmierci.
Irlandia i Wielka Brytania to niewątpliwie kraje, które uwielbiają się bać, a noc halloweenowa sprzyja zaspokajaniu potrzeby horroru. Mimo, że pozornie wszystkie działania mają wówczas charakter ludyczny, tak naprawdę stoi za nimi wiele wieków rozbijania niewidzialnej granicy między światem zjaw i ludzi. W świetle dziennym trudno się nie śmiać z opowieści o zjawiskach paranormalnych, kiedy jednak wraca się pustymi ulicami, w środku nocy do domu, podskórnie odczuwa się lęk przed nieznanym. Szczególnie, kiedy wiadomo, że np po ulicy Cabra wałęsa się olbrzymi, czarny pies. Jest przerażający, a jego bezpośredni związek ze światem diabelskim symbolizują ciężkie łańcuchy, jakie za sobą ciągnie. Pies jest postacią, jaką przybrał duch okrutnego sędziego, który w XIX wieku bezlitośnie skazywał na śmierć nawet za najmniejsze przewinienia. Przeklęty na łożu śmierci przez jedną z pokrzywdzonych wdów, do dzisiaj błąka się po okolicach Cabra, nie dając spać mieszkańcom. Za miejsca nawiedzone w Dublinie uważa się ponadto rejony wokół St. Stephen’s Green, gdzie spotkać można autobusy bez kierowców i pasażerów, sunące bezgłośnie po słabo oświetlonych ulicach; to także Croke Park, gdzie grasuje bezgłowy jeździec i Rathfarnham Castle z dobrze znanym mieszkańcom psem z innego wymiaru.
Na kilka dni przed Halloween irlandzkie audycje radiowe i programy telewizyjne wypełniane są tematami o duchach, a ludzie z wielkim przejęciem opowiadają na antenie o swoich niezwykłych przeżyciach. Plastikowe, chińskie zabawki w sklepach są zazwyczaj jedynie śmieszne, czasem przybierają jednak przerażające kształty. Dublin zamienia się w nawiedzone miasto, gdzie nawet małe dzieci bez mrugnięcia powieką przebierają się w prześcieradła i malują na twarzach krwawe blizny. Płonące w wielu miejscach ogniska nie są jedynie przejawem wandalizmu, mimo że często w ofierze składane są przedmioty kradzione, a iskra zapalna dosięga niejednokrotnie również samochody na ulicach czy kontenery na śmieci. W szerszym aspekcie jednak ogień ten jest kontynuacją rytualnych spotkań sabatowych, kontaktów z siłami nadprzyrodzonymi, buntu przeciwko podziałowi świata na materialny i metafizyczny. Wielka machina hallloweenowa już w tym roku ruszyła, miliony kostiumów i dekoracji zalało Irlandię i Wielką Brytanie, Amerykę i sporą część kontynentalnej Europy. Jak od wieków, tak i teraz ulice zapełnią się duchami, broczącymi ofiarami szubienicy i kata oraz wiedźmami. Kto wie, czy wśród nich nie znajdzie się prawdziwa ‘banshee”…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz