niedziela, 19 sierpnia 2012

Kto się boi ciemności?

 artykuł opublikowany na portalu gazeta.ie

OLYMPUS DIGITAL CAMERA Kiedy w 2007 roku mieszkanka jednego z osiedli w dublińskiej dzielnicy Tallaght zawiadomiła sąsiadów i urząd miasta o tym, że w jej domu straszy, wszyscy się śmiali. Kobieta rzekomo słyszała hałasy na schodach, otwierane drzwi, szepty, pukania w ściany.  Po mieszkaniu w sposób niekontrolowany samoistnie przemieszczały się drobne przedmioty: długopisy, łyżeczki, wazoniki. Samotnie wychowująca trójkę dzieci Martha Cousins kilka miesięcy bezskutecznie próbowała swoim przypadkiem zainteresować władze lokalne, prosząc o zamianę mieszkania na inną lokalizację. Sprawę za ciekawą uznał ostatecznie magazyn Irish Daily Mirror, który w sieprniu tego roku na pierwszej stronie opublikował mrożący krew w żyłach artykuł „Ghosts want to kill my kids” (Duchy chcą zabić moje dzieci). Zdesperowana brakiem odzewu ze strony ‘city council’ kobieta podjęła w końcu sama próbę rozwiązania problemu. Dziennikarzowi gazety wyznała, że udało jej się porozumieć z duchami, krążącymi po jej domu, które bez litości oznajmiły, że dom był, jest i zawsze będzie nawiedzony. Winą za to obarczać może fatalne miejsce, w którym postawiony został budynek. Martha Cousins dowiedziała się, że mieszka w domu bezpośrednio łączącym się niewidocznymi, podziemnymi drogami z legendarnym Hellfire Club w Dublin Mountains. Ciemny, przypominający czaszkę masyw ruin widać z Tallaght doskonale. Miejsce od dawna uważane jest za przeklęte. W XIX wieku odbywały się tam podobno msze satanistyczne, a ówcześni mieszkańcy okolicy zostawili przekazy o nocnych marszach z pochodniami i zatrważającej ilości czarnych kotów, jakie można było tam spotkać. Dzisiaj to głównie miejsce popołudniowych spotkań lokalnej młodzieży oraz cel pieszych wędrówek turystycznych, nadal jednak legenda Hellfire Club żywo pobudza wyobraźnię wielu osób.

Na kilkanaście dni przed świętowanym hucznie Halloween, z ciemności nocy wyciągane są wszystkie zjawy i irracjonalne strachy, jakie kulturze celtyckiej przez wieki udało się stworzyć. Dublin pełen jest miejsc, w których straszy, po ulicach krążą czarne psy, bezgłowi jeźdźcy i czarownice. Jedną z najbardziej przerażających postaci jest ‘banshee’, irlandzka wysłanniczka śmierci. Strach przed nią zakorzeniony jest głęboko w wyspiarskiej mentalności. Mimo postępującej racjonalizacji myślenia, nadal grozę budzi kobieta bez ciała, obdarzona jedynie wysokim, przenikliwym głosem. ‘Banshee’ jest duchem skomplikowanym i działającym w sposób zaplanowany, co czyni jej wizyty niezwykle mrocznymi. Według irlandzkich legend i podań, przychodzi do jednego, wybranego przez siebie członka rodziny i podnoszącym włosy na głowie piskiem zawiadamia go o śmierci kogoś bliskiego. Czasem pojawia się we śnie, czasem podchodzi bliżej, wtapiając się w nocne wycia kotów i pohukiwania sów. Jeśli ktoś miewa przeczucia, że w rodzinie wydarzy się coś złego, ktoś poważnie zachoruje albo umrze, to prawdopodobnie jest tym wybranym, to on doświadcza wizyt wysłanniczki śmierci.


Irlandia i Wielka Brytania to niewątpliwie kraje, które uwielbiają się bać, a noc halloweenowa sprzyja zaspokajaniu potrzeby horroru. Mimo, że pozornie wszystkie działania mają wówczas charakter ludyczny, tak naprawdę stoi za nimi wiele wieków rozbijania niewidzialnej granicy między światem zjaw i ludzi. W świetle dziennym trudno się nie śmiać z opowieści o zjawiskach paranormalnych, kiedy jednak wraca się  pustymi ulicami, w środku nocy do domu, podskórnie odczuwa się lęk przed nieznanym. Szczególnie, kiedy wiadomo, że np po ulicy Cabra wałęsa się olbrzymi, czarny pies. Jest przerażający, a jego bezpośredni związek ze światem diabelskim symbolizują ciężkie łańcuchy, jakie za sobą ciągnie. Pies jest postacią, jaką przybrał duch okrutnego sędziego, który w XIX wieku bezlitośnie skazywał na śmierć nawet za najmniejsze przewinienia. Przeklęty na łożu śmierci przez jedną z pokrzywdzonych wdów, do dzisiaj błąka się po okolicach Cabra, nie dając spać mieszkańcom. Za miejsca nawiedzone w Dublinie uważa się ponadto rejony wokół St. Stephen’s Green, gdzie spotkać można autobusy bez kierowców i pasażerów, sunące bezgłośnie po słabo oświetlonych ulicach; to także Croke Park, gdzie grasuje bezgłowy jeździec i Rathfarnham Castle z dobrze znanym mieszkańcom psem z innego wymiaru.

Na kilka dni przed Halloween irlandzkie audycje radiowe i programy telewizyjne wypełniane są tematami o duchach, a ludzie z wielkim przejęciem opowiadają na antenie o swoich niezwykłych przeżyciach. Plastikowe, chińskie zabawki w sklepach są zazwyczaj jedynie śmieszne, czasem przybierają jednak przerażające kształty. Dublin zamienia się w nawiedzone miasto, gdzie nawet małe dzieci bez mrugnięcia powieką przebierają się w prześcieradła i malują na twarzach krwawe blizny. Płonące w wielu miejscach ogniska nie są jedynie przejawem wandalizmu, mimo że często w ofierze składane są przedmioty kradzione, a iskra zapalna dosięga niejednokrotnie również samochody na ulicach czy kontenery na śmieci. W szerszym aspekcie jednak ogień ten jest kontynuacją rytualnych spotkań sabatowych, kontaktów z siłami nadprzyrodzonymi, buntu przeciwko podziałowi świata na materialny i metafizyczny. Wielka machina hallloweenowa już w tym roku ruszyła, miliony kostiumów i dekoracji zalało Irlandię i Wielką Brytanie, Amerykę i sporą część kontynentalnej Europy. Jak od wieków, tak i teraz ulice zapełnią się duchami, broczącymi ofiarami szubienicy i kata oraz wiedźmami. Kto wie, czy wśród nich nie znajdzie się prawdziwa ‘banshee”…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz