Słitaśna fotka
artykuł opublikowany na portalu gazeta.ie

Ja w kuchni. Ja przy nowym samochodzie. Mój syn w
komunijnym garniturze. Sylwestrowo. Imieninowo. Takie sobie. Wszyscy
znamy opisy zdjęć w galeriach portali społecznościowych. Odkąd wybuchła
wielka wrzawa związana z absolutnie bezprecedensowym w Polsce
wkroczeniem naszej-klasy do najnowszej rzeczywistości wirtualnej, w
Internecie pojawiły się miliony zdjęć. Początkowo trochę nieśmiało
dodawaliśmy kilka fotografii, najchętniej tych z czasów szkolnych.
Obróbka cyfrowa na poziomie podstawowym jest jednak narzędziem tak
prostym, że aż kusi, aby wykorzystać ją do czegoś więcej niż tylko
zapychania miejsca na dysku. Fenomenem – mocno ostatnio krytykowanej –
naszej-klasjest to, że po zaledwie kilku latach od powstania zdołała
przyciągnąć do siebie nie tylko rzesze ludzi w przedziale wiekowym 14 –
40 czyli stałych użytkowników sieci. Zadziwiająca jest ilość emerytów,
którzy odkurzyli swoje albumy, zlecili rodzinie zeskanowanie wybranych
fotografii, upublicznili je. Oczywiście, bezkonkurencyjny na zachodzie
facebook, ma wśród swoich użytkowników nieporównywalnie więcej osób po
50 roku życia, w warunkach polskich nasza-klasa nie ma sobie jednak
równego. Polski emeryt rzadko loguje sie do królestwa Marka
Zuckerberga. Tysiące naszych babć i dziadków ma natomiast swoje profile
na ‘nk’. Najaktywniejsi z nich systematycznie dodają zdjęcia wnuków,
uroczystości rodzinnych, czasem wycieczek. Kopiują wierszyki z okazji
Wielkanocy i Walentynek, używają komunikatora, wysyłają wiadomości do
kolegów sprzed lat. Inna grupa osób ujawnia informacje o sobie skąpo,
logując się na naszą -klasę tylko po to, aby podpatrzeć – jak przez
dziurkę od klucza – co dzieje się u innych. Tym sposobem spokojna,
zawsze uśmiechnięta pani Jadzia z czwartego pietra czy wujek Władek,
pozornie zajęty tylko swoja działką, mają doskonały wgląd w życie
sąsiadów, ich rodzin, nauczycieli, księży, sympatii. Ponieważ główną
opcją naszej-klasy jest tworzenie galerii zdjęć, użytkownicy tego
portalu mają możliwość przejrzenia fotografii z najróżniejszych miejsc i
w najróżniejszych pozach. Zajęcie z czasem może przerodzić się w
prawdziwe hobby, a nawet …uzależnienie. Czujne, nawykłe do przeglądania
fotek, oko jest w stanie po pewnym czasie z łatwością odróżnić, czyje
profile są interesujące, a na które nie warto tracić czasu.

Legendarne już ‘słitaśne fotki’ to zestawy zdjęć interesujące głównie
dla samego/ samej modela/modelki, nierzadko występujących w podwójnej
roli fotografowanego i fotografa. Aby prawidłowo wykonać ‘słitaśną
fotkę’ należy przestrzegać kilku podstawowych zasad. Ujęcie musi być
wykonane z wyciągniętej dłoni, nieco od góry, co zapewnić ma optyczne
zwiększenie oczu i kilku innych części ciała (głównie partii górnych).
Istnieją na ‘naszej-klasie’ imponujące kolekcje użytkowników, którzy na
70, 80, czasem nawet 100 zaprezentowanych światu fotografii, zmieniają
tło tylko kilka razy – z kuchni na balkon, a potem dla odmiany ogródek.
„Słitaśne’ najczęściej jednak robione są w łazience. Metoda jest trochę
skomplikowana, ale po kilkunastu próbach na pewno nas zadowoli. Rękę, w
której trzymamy aparat, należy wygiąć tak, aby wychodziła poza ramę
lustra, jednocześnie nie zmieniając drastycznie proporcji ciała (choć ta
ostatnia wskazówka jest przez wielu z nonszalancją odrzucana). Usta w
dziobek, oczy otwieramy szeroko, jakby zdjęci nagłym przerażeniem.
Pstryk. I powtórka. Pstryk. Elementem podnoszącym znacząco wartość
‘słitaśnej’ jest niby niechcący odsłonięte ramiączko biustonosza
(dziewczyny) czy napięte do granic wytrzymałości – również oglądającego –
przypieczone w solarium bicepsy (chłopaki).
Z lubością fotografujemy wszelkie zmiany w naszym wyglądzie. Nowa
fryzura, tipsy z brokatowym wężem, tatuaż na plecach, łydce i pod uchem.
Stety lub niestety, ale minęło już największe zachłyśnięcie się
‘nasza-klasą’, emocje opadły, a większość użytkowników zrozumiała, że
skoro przez 20 lat nie widzieliśmy kogoś, z kim w podstawówce lubiliśmy
skakać w klasy, to pewnie ta osoba wcale nam do szczęścia nie jest
potrzebna. Odgrzewane entuzjastycznie znajomości szybko zamieniają sie w
kurtuazyjną wymianę wirtualnych życzeń i niewiele znaczących komentarzy
pod zdjęciami.

Na facebooku, obleganym przez młodsze niż wspomniana pani Jadzia czy
wujek Władek pokolenie, głównym narzędziem nie jest galeria zdjęć, ale
‘ściana’ czyli miejsce do wymiany poglądów, wklejania linków z
ulubionymi piosenkami, komentowania bieżących wydarzeń. Nieudana próba
stworzenia podobnych możliwości na naszym rodzimym portalu skończyła się
ogólnonarodowym, pospolitym ruszeniem przeciwko ‘śledzikowi’. Trudno
zgadnąć, co tak naprawdę było przyczyną niechęci użytkowników do tego –
wtórnego, ale przecież pozornie gwarantującego sukces – pomysłu twórców
‘nk’. Być może nie spodobała się nazwa. „Śledzik’ od pejoratywnie
kojarzącego się ‘śledzić’ to kiepska idea w kraju o tak skomplikowanej
historii najnowszej, gdzie każde dziecko zna słowo lustracja (nawet
jeśli nie ma pojęcia jak je zdefiniować), a SB, pluskwy, permanentna
inwigilacja i spiskowa teoria dziejów to chleb powszedni naszych
krajowych mediów. Facebookowa ‘ściana’ przywodzi bardziej na myśl
anarchistyczne graffiti, wolność wypowiedzi, brak cenzury. Ze ‘ściany’
korzystają wszyscy użytkownicy facebooka, ze ‘śledzika’ na naszej-klasie
tylko nieliczni.
Polacy, przebywający w Irlandii, używają naszej-klasy do podtrzymania
kontaktu ze znajomymi i rodziną w Polsce, a także podobnymi jak my
emigrantami. Każdy stara się pokazać od jak najlepszej strony, emigracja
na Zachodzie zobowiązuje! Nawet, jeśli jesteśmy na bezrobociu, z nigdy
nie doskonalonym angielskim, skazani na najtańsze zakupy w Lidlu czy
Aldim, nie tracimy fasonu. Boso, ale w ostrogach zdobywamy klify Moheru
(wycieczka na spółkę ze szwagrem, koszty paliwa po połowie), w
zwycięskiej pozie obejmujemy gazowy kominek w ‘living roomie’. Swoistym
paradoksem jest, iż niejeden wyjazd nad morze czy jezioro zorganizowany
został tylko po to, aby można było dodać zdjęcia na ‘nk’. Tym sposobem
twórcy tego portalu powinni zostać nominowani do nagrody ‘Promotor
outdooru’ za ostatnie – co najmniej! – 5 lat.
Sporym zainteresowaniem cieszą się zawsze zdjęcia z imprez, najlepiej
firmowych, jeśli pracujemy w międzynarodowym towarzystwie. Możemy wtedy
zaprosić koleżankę z Filipin czy Indii do wspólnego pozowania.
Gwarantowane, chłopaki na osiedlu/we wsi pękną z zazdrości.
Oczywiście, dopóki fotografie umieszczane na portalach
społecznościowych nie przekraczają granic dobrego smaku ani nikogo nie
obrażają– nie ma w nich nic złego. To indywidualne decyzja każdego czy
chce opublikować w sieci swoją łazienkową półkę z kosmetykami czy też
galerie udostępni tylko wybranym znajomym i zablokuje możliwość
komentowania. Mimo, iż dość ograniczona narzędziowo, nasza-klasa nadal
jest miejscem spotkań wirtualnych, odwiedzanym częściej niż portale
randkowe. Twórcy ‘nk’ rozwijają skrzydła, jednak po historii ze
śledzikiem i słabym zainteresowaniem oferowanymi grami, wydaje się, że
Polacy lubią sobie tylko pooglądać, w zaciszu domowym skomentować kto
utył a komu się wiedzie za dobrze, a potem wrócić do swoich spraw,
ugotować obiad, iść do pracy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz